piątek, 1 lutego 2013

Siła złego na jednego ;)

Są takie dni, kiedy nic nie wychodzi. Kiedy pogoda za oknem zniechęca do wszystkiego, wstaje się z łóżka zdecydowanie lewą nogą. Dzieci smarczą zielonymi gilami i kaszlą, mąż się żali, że chyba coś go bierze. A po  bieganiu odbytym dzień wcześniej nogi jakoś dziwnie bolą w okolicach piszczeli.
Dziś jest taki dzień.

Zaczęło się... ciekawie ;)
Wczoraj kliknęłam w link umieszczony przez znajomą na FB. Link kierował na stronę Półmaratonu Warszawskiego i informację, że właśnie dziś jest ostatni dzień niższej ceny za rejestrację.
Hm.
Mail do małżonka czy widział.
Odpowiedź, że a i owszem, że od dawna jest zapisany i własnie pod ten bieg trenuje.
He he - nie ma to jak dobrze zorientowana żona:))))
No to może ja też spróbuję...Ale nie jestem pewna. Mężu, jak myślisz?
Zapisać Cię i zapłacić?
Zapisz.
Bing! Dźwięk przychodzącej wiadomości "Dziękujemy za utworzenie konta"
Bing! "Dziękujemy za zgłoszenie się do 8 Półmaratonu Warszawskiego"

Aaaaaaa! Zrobił to! Ja się zgodziłam i on to zrobił! Aaaaaaa!

24 marca będę próbować pobiec i nie umrzeć 21 km

Rany - chyba jednak powinnam ustalić jakiś Plan Treningowy . Dotychczas wszelkie plany omijałam w sieci wielkim łukiem - bo po pierwsze biegam dla samego biegania głównie, a po drugie te wszystkie tajemnicze skróty typu "15' 75-80% + 8x6' 85-90%/ przerwa 5' 75%" mnie przerażały. Dalej przerażają. 


Wieczorem postanowiłam sprawdzić efekty odwilży, wykorzystać fakt, że nie pada i ruszyć poprzebierać nogami. 
Nie było dobrze. Zaraz po ruszeniu miałam wrażenie, jakbym biegła na szczudłach. Nogi jakoś nie chciały mnie słuchać, zginać się tak jak chciałam i pobolewały w okolicach piszczeli. Potem zrobiło się lepiej, ale ten ból, jakby zakwasy, na tyle mnie zaniepokoił, że wrzuciłam w google'a "ból nóg bieganie"

I na jednym z pierwszych miejsc wyskoczył mi taki artykuł Bóle piszczeli u biegaczy i jak sobie z nimi radzić

"Najczęściej występują u początkujących biegaczy, nie mających odpowiednio wytrenowanych mięśni piszczelowych przednich" O - to ja... 
Tak więc na razie muszę dać swoim nogom odpocząć i wzmocnić te nieszczęsne mięśnie piszczelowe. I przeprosić się choć trochę z tajemniczymi tabelkami, coby w marcu krzywdy sobie nie zrobić, po prostu.


Ale pomimo, że dzień dziś "taki se", moje dziecko nr 3 w dość przewrotny sposób poprawiło mi nastrój:




No nie da rady mieć złego humoru, nawet jeśli za oknem ciemnica i zimno, dzieciaki zakatarzone, nogi bolą, mąż jojczy, a ja zacięłam się nowym ostrym nożem podczas krojenia bułek.
Nie mogę się wściec za pomalowany plakatówkami dywan, jeśli zrobił to taki słodziak ;)



4 komentarze:

  1. Dasz radę! juz teraz z palcem w nosie bys półmaraton zrobila! tylko sie nie przetrenuj!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo, w sumie to czekałam kiedy powiesz, że biegniesz :) Ja dopiero w marcu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaabsolutnie i bezwzględnie dasz radę. Biegałaś już 15km, a pomiędzy 15 i 20 nie ma prawie żadnej różnicy poza tym, że trzeba zdecydowanie spokojniej zacząć, tak aby drugą połowę biegu przebiec szybciej niż pierwszą (ot cała tajemnica półmaratonu).

    Jeżeli chodzi o piszczele to miałem dokładnie to samo i pomogło mi albo po prostu bieganie i nie zwracanie uwagi na ten ból, albo (bo robiłem obie rzeczy) robienie zwykłych przysiadów (zaczynałem od kilkunastu, teraz robię po 50-60 co wieczór).

    Co do samych planów treningowych to nie wiem jak Ty, ale ja mam absolutną awersję. Próbowałem kilka razy różnych na różnych etapach mojego biegania (o ile o etapach już można mówić) i za każdym razem kończyło się rozczarowaniem, zniechęceniem i porzuceniem biegania na kilka... miesięcy. Ostatnio zaliczyłem taką wpadkę przed ostatnim maratonem warszawskim, którego ostatecznie sobie odpuściłem. Mechanizm jest taki, że na początku realizuję plan i jest fajnie, potem omsknie się jeden trening, potem drugi, pojawia się zniechęcenie i rezygnacja i w efekcie cały plan diabli biorą, a przy okazji i cel dla którego się ten plan próbowało realizować. Tak więc aktualnie celując w maraton łódzki biegam bez planu robiąc to co sprawia mi przyjemność - długie wybiegania w weekend i szybkie krótkie krosy w tygodniu.

    Trzymam kciuki i coś tak czuję, że 24 marca na mecie zameldujesz się przede mną! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paweł - na razie RAZ przebiegłam 15 km. Ale skoro mówisz, że to żadna różnica - będę się tego trzymać ;)
      No właśnie trochę bronię się przed planami - boję się, że zatracę całą radość z biegania, gdy zacznę katować się planami, wynikami itp. Ale chciałabym choć trochę podpatrzeć jakiego typu rzeczy polecają robić

      Usuń

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger