niedziela, 22 września 2013

Tydzień...

Rano wyszłam pobiegać. Z pewnym wahaniem zawadziłam o Lasek na Kole. Skąd wahanie? Ano od wypadku biegaczki w Lesie Kabackim jakoś mniej pewnie czuję się w odosobnionych miejscach.
Do Lasku wbiegłam mając tory kolejowe ze swojej prawej strony. Ta część parku jest rzadziej uczęszczana. Minęłam jedno przejście przez tory, gdy jakieś dwadzieścia, trzydzieści metrów przede mną zza krzaków wytoczył się ewidentnie podpity gość. Słychać było, że nie jest sam, że obok ma kompanów. Decyzję podjęłam w ułamku sekundy - pomimo, że chciałam pobiec prosto, do następnego przejścia, momentalnie w miejscu zmieniłam kierunek biegu, przebiegłam przez tory i oddaliłam się od towarzystwa. Jakoś nie miałam ochoty sprawdzać co się stanie jak pobiegnę dalej prosto. Może nie stałoby się nic, a może nie.

Tydzień został do mojego debiutu maratońskiego. Dla mojego męża będzie to drugi start - co nie znaczy, że jest spokojniejszy. Już od ładnych paru dni nasze rozmowy stały się hm... monotematyczne :) Jak pobiec? W jakim tempie? Skorzystać z porad Krasusa i nie liczyć na przyspieszenie w drugiej połowie? A może Ci, którym to się nie udało po prostu za mocno pobiegli na początku? A może rzeczywiście mając w nogach dwadzieścia czy trzydzieści kilometrów nie da się przyspieszyć?
Chciałabym pobiec poniżej 4 godzin. Jeszcze w kwietniu, gdy rejestrowałam się i opłacałam start nie myślałam o tym. Teraz myślę, że złamanie 4 godzin jest w moim zasięgu - co nie znaczy, że tak się stanie.
A jeśli umrę w połowie?
A jeśli dopadnie mnie ta słynna maratońska ściana?
A jeśli - tfu, tfu - skontuzjuję się? Oj, dużo tych "a jeśli":)
A jeśli nie wystąpi żadne "jeśli" to jak biec?
5:30?
5:20?
Szybciej?
Wolniej?
Dam radę?
Nie dam rady?

Dodatkowo od jakiegoś czasu już o tym wiem, że będę biegła również jako członek drużyny. Jako jedyna kobieta - a zasady klasyfikacji mówią, że musi być uwzględniony przynajmniej jeden wynik kobiecy w drużynie. Więc jakby czuję pewną presję - wypadałoby jednak dobiec.

Pewnie nie ja pierwsza i nie ostatnia z małym przedstartowym panic mode :)
Małżonek wygrzebał fajny filmik na youtubie - polecam wszystkim spanikowanym


2 komentarze:

  1. Będzie dobrze, a przyspieszyć w drugiej połowie da się nawet w debiucie. Jestem tego żywym przykładem. Wystarczy, że początek pobiegniesz delikatnie poniżej zakładanych czasów. Na początku się oszczędzasz, nie wyprzedzasz, nie rwiesz tempa i nie skaczesz na boki. Oszczędzasz energię na drugą połowę. Po pięciu kilometrach będzie na tyle luźno, że spokojnie będziesz mogła delikatnie przyspieszać. Tylko naprawdę delikatnie, bo jak przesadzisz to cię zetnie po trzydziestym :) Powodzenia. Trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger