Wizja przebierania nogami z rozgadanym Krasusem i poznania nowych osób była bardzo kusząca. Obgadawszy więc szczegóły z mężem (opieka nad dziećmi i jego plany biegowe na weekend), potruchtałam dziś rano w kierunku przystanku autobusowego oddalonego o 3 kiloski do mojego domu, skąd miał mnie zgarnąć Krasus.
Swoją drogą Marcin rozczulił mnie, gdy omawiając szczegóły mojego zgarniania, wyraził zaniepokojenie czy to nie będzie dla mnie za daleko. Rozumiecie: facet zaprasza na dwudziestokilometrowe wybieganie, po czym martwi się czy podtruchtanie trzech kilometrów to nie będzie za duży wyczyn ;).
W samochodzie było wesoło, bo siedziała już w nim Kasia, Run the World. Kasia wychodzi z bardzo poważnej kontuzji i do stolicy przybyła na kontrolę i kontynuację rehabilitacji.
Wesołe autko mknęło sobie obwodnicą, gadu- gadu, chichu- śmichu. Aż do momentu, gdy zorientowaliśmy się, że zamiast ku dzielnicy Ursynów grzejemy w kierunku Łodzi. Jednym słowem przegapiliśmy zjazd:). Cóż - zawróciliśmy na pierwszym możliwym zjeździe, czyli Grodzisku Mazowieckim i spóźnieni o zaledwie 5 minut dotarliśmy na miejsce zbiórki. Chętni dopisali, bo zebrała się nas grupka 18 osób! Część planowała zrobić dwie pętle po lesie, część krótszy dystans.
Cóż - bieganie w większym gronie ma dużo zalet. Przede wszystkim człowiek nie myśli o dystansie, bo jest zbyt zajęty gadaniem i słuchaniem. A tematy skakały od czysto biegowych(plany startowe, wspomnienia z zakończonych imprez) do rozważań na tematy moralno- prawne.
I tak nie wiadomo kiedy minęło 20 kilometrów. Ostatni kilometr został zarządzony jako sprint. Było to o tyle dla mnie zabawne, że męska część ekipy z Krasusem momentalnie weszła w pierwszą kosmiczną :)
Gdy zdyszana i zziajana dobiegłam do szlabanu kończącego nasze wybieganie, na spotkanie wyszedł mi mąż z dzieciakami.
Były rozważane różne warianty co robi reszta rodziny w trakcie mojego biegu. Pogoda postanowiła nie rozpieszczać i miało padać, więc chłopaki przyjechali na sam koniec. Małżonek ubrany w ciuchy biegowe przekazał mi latorośl i ruszył na nogach w kierunku domu (trzeba sobie radzić,gdy obie osoby chcą dłużej pobiegać) ja przesiadłam się w samochód, przy okazji odwożąc z powrotem Kasię.
Zdecydowanie od czasu do czasu potrzebuję takich spotkań. Dla naładowania akumulatorów. Dla zmiany klimatu. Dla oderwania lekkiego od rzeczywistości.
Dzięki, Krasus.
Dużo nas! fot. Kraus |
Ależ to ładnie napisałaś!:) No wiesz, troska o lubiane koleżanki to podstawa dalszego lubienia, znam takich, co to jak mają 20 km w planie, to 20,5 nie przebiegną choćby się paliło!;)))
OdpowiedzUsuńDzięki za przemiłe towarzystwo, takie towarzyskie bieganie to od czasu do czasu najlepsza terapia na niechcemisia :)
Hm. to ja się jednak cieszę, że moje bieganie jest spontaniczne i trzy kilometry w te czy we wte nie robią mi różnicy (no, może poza większym zmęczeniem :)
UsuńPopieram :)
UsuńJak wyjdzie wiecej niż w planie to jeszcze pół biedy. Gorzej jak wyjdzie mniej i trzeba kółka wokół domu dokręcać ;-)
UsuńO, znam takie dokręcanie ósemek po okolicy :)
UsuńZ takim towarzystwem bieganie jest zupełnie inne - nie to co samemu :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie!
UsuńOj dużo straciłam, ale naprawdę nie mogłam przyjechać.Natomiast dzięki Twojej relacji prawie czuję się jakbym tam była ;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie grupowe wybiegania i mam nadzieję załapać się na kolejne. A co do mijanki z mężem to ja też kiedyś zrobiłam taki myk, że pojechałam z młodym autem znajomych z Wawra na Bemowo do Hali Legii bo miał tam mecz, a potem wróciłam na nogach do domu bo po Tomka przyjechał tata. Lubię wycieczki w weekend przez miasto :)
dla mnie bieganie jest świetnym sposobem na odstresowanie sie!! Polecam :)
OdpowiedzUsuńCiekawe kiedy Krasus dostanie Pokojową Nagrodę Nobla...
OdpowiedzUsuńha ha ha:))
Usuń