poniedziałek, 4 września 2023

Szwajcaria - dzień z Aletschgletscher

Najpierw tytułem wstępu, czemu ja, małżonek, dziecko nr 1, dziewczyna dziecka nr 1, dziecko nr 3 oraz nasz kolega, zapakowani w auto po korek, ruszyliśmy wieczorem 16 sierpnia w kierunku alpejskich dolin i  szczytów.


Pogoda w trakcie przekraczania alpejskich przełęczy nie napawała optymizmem...

Oprócz szeroko rozumianego wypoczynku i wakacji, mieliśmy kilka innych powodów. Małżonek z kolegą robili przymiarkę do zdobycia Matterhornu, (dla mojego T. to była druga przymiarka, tym razem od strony szwajcarskiej). Oboje zaś zapisani byliśmy na biegi w ramach Matterhorn Ultraks.

Tak naprawdę mieliśmy pojawić się w Szwajcarii rok temu, ale niestety musieliśmy skorygować nasze plany ze względów finansowych. W tym roku wyjazd się udał - zamianie uległy tylko nasze dystanse. Rok temu byłam zapisana na dystans "Mountain", 32 km, a małżonek na "Sky", 49 km. W tym roku mąż zdecydował się na dystans krótszy, a ja....a ja, gdy zebrałam się do zapisów, na krótszy bieg nie było już miejsc! Moje dylematy i zastanawiania co z tym fantem zrobić, przerwał T., robiąc mi w lutym prezent urodzinowy i zapisując mnie na "Sky". Szczerze mówiąc prawie do samego końca nie wiedziałam czy się bardziej cieszę, czy boję - bo przewyższenia i wysokość były zacne. Ale do samego biegu jeszcze wrócę w kolejnych wpisach.

Na razie ulokowaliśmy się na campingu w miejscowości Fiesch, u stóp Eggishorn (2926 m n.p.m), a kolejnego dnia całą brygadą ruszyliśmy na naszą pierwszą wycieczkę.

Najpierw wjazd kolejką na Fiescheralp (2212 m n.p.m), a potem już na nogach do góry, w kierunku punktu widokowego (2647 m n.p.m) na największy alpejski lodowiec. Aletsch. Stamtąd powędrowaliśmy szlakiem wzdłuż lodowca, a potem w dół, z powrotem. Końcówkę powrotu podzieliliśmy - chętne osoby zeszły na własnych nogach na sam camping, mniej chętne i bardziej zmęczone - zjechały kolejką. Nawet z takimi udogodnieniami wyszło około 18 kilometrów wędrówki.

Widoki - powalały na obie łopatki. tym bardziej, że wstrzeliliśmy się w jakieś niesamowite okno pogodowe. Słoneczna aura to jedno, ale temperatury były zupełnie nie alpejskie i nawet wysoko w górach można było chodzić "na krótko". 

Oczywiście trasa, którą zrobiliśmy, we mnie zostawiła duży, duży niedosyt. Tam, w tym jednym miejscu, było milion możliwości i pierdyliard szlaków. A to było tylko jedno z wielu miejsc w jednej z wielu dolin...

Pewnie zwróciliście uwagę, że na zdjęciach nie ma żadnych ludzi. Nie, nie byliśmy tu sami, ale ilość ludzi na szlakach była niewielka, szczególnie w porównaniu z Tatrami w sezonie i malała wraz z odległością od stacji kolejek.

Zostawiam Was z tymi niesamowitymi widokami - a nie będą to ostatnie zdjęcia: 


Raj dla paralotniarzy. Nad okolicznymi szczytami krążyło ich dziesiątki.

Jak się mocno przyjrzycie, to widać zamglony, w oddali Matterhorn.











Ten ośnieżony szczyt bardziej z prawej strony to Eiger.








Druga część: http://www.matkabiega.pl/2023/09/szwajcaria-wycieczki-z-matterhornem-w.html






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger