środa, 9 kwietnia 2014

Garmin

Garmin jaki jest każdy widzi. Urządzenie składa się z zegarka na rękę oraz paska, którym należy się opasać i ten przesyła do zegarka informacje na temat aktualnego tętna. Proste? Proste. Pod warunkiem, że działa.
A u mnie tak jakoś nie bardzo.
Coraz częściej wykres tętna z biegania był z jakimiś dziwnymi skokami powyżej 200. Najczęściej na samym początku biegu.
Gugiel twoim przyjacielem - doczytałam, że to może być przez odzież, wyładowania elektrostatyczne, suchy pasek. Zaczęłam zwracać uwagę na to w czym piorę ciuchy do biegania, pasek cały moczyłam przed wyjściem z domu - niestety coraz częściej wykresy wyglądały tak:



albo tak:

Tu dodam, że moje średnie tętno wg garmina wynosiło 205.  Średnie tempo to 5:24 - czyli raczej średnio uzasadniające to co wydumał Garmin. Takie kwiatki zdarzały się coraz częściej


W miarę jak biegałam coraz więcej i moje dystanse się wydłużały, doszedł drugi problem: pasek zaczął mnie obcierać. Im dystanse były dłuższe i im robiło się cieplej - tym bardziej problem stawał się poważny. Z zeszłorocznych maratonów wyszłam zmasakrowana, z krwawymi pręgami po biustem. 
Próbowałam kombinować z ułożeniem paska, kombinowałam z obwodem - może ciaśniej? Może luźniej? Nic tego. Właściwie każdy dystans powyżej 15 km, a w lecie - każdy dystans, pozostawiał na moim ciele bolesne ślady.
Znów zapytałam dr Gugla czy to co się dzieje jest jakieś nietypowe. Okazało się, że nie, że wiele osób skarży się na nieszczęsne paski czujnika tętna.
Zebrałam się w sobie i wysmarowałam maila do producenta skarżąc się na przekłamania czujnika i na jego mordercze zapędy.
Dostałam odpowiedź, owszem. 

Dziekujemy za skontaktowanie sie z Garmin Europe.
Odnosnie odczytow czujnika prosze o reset monitora serca poprzez wyjecie beterii na ok 30-40 sekund a nastepnie o ich wymiane na nowe

Tak, dobrze widzicie. Garmin olał cienkim sikiem moje skargi na obtarcia paska. Ponieważ był to grudzień, problem lekko zbladł, postanowiłam zająć się przekłamaniami wskazań tętna i zgodnie z radą wymienić baterie. Nic to nie dało.
A potem przyszedł luty, półmaraton w Barcelonie, po którym znów mogłam się pochwalić krwawymi pręgami. Zebrałam się w sobie po raz drugi i tym razem zadzwoniłam na infolinię. Nie spodziewałam się problemów - kilkoro znajomych z podobnym problemem do mojego bez żadnego kłopotu po takim telefonie dostawało nowego typu czujniki. Jedno z forów triatlonowych pełne jest opisów problemów i cmokania nad szybką reakcją serwisu Garmina. 
Dzwonię. Opowiadam. Z drugiej strony słyszę uprzejme zdziwienie - ale jakże to obciera? Pierwszy raz (sic!) spotykają się z takim problemem. Zaczynają się rozważania czy jestem może alergikiem, bo panu konsultantowi wygląda to na alergię... Przy kwestii omawiania przekłamań czujnika robi się jeszcze zabawniej - zostaję bardzo szczegółowo przepytana na temat stanu mojego zdrowia, ewentualnych wad serca, sposobu użytkowania przeze mnie owego czujnika, pytań o próby restartowania urządzenia, reinstalacji sterowników, a na koniec dostaję polecenie pobiegnięcia z czujnikiem męża. 
Ranyboskie! A gdzie jest to słynne szybkie załatwianie sprawy przez Garmina, o którym tyle czytałam na biegowym forach?
Dostaję dodatkowy mail od serwisu. Że zapomnieli się mnie spytać o numer LOT paska (identyfikacyjny) i czy mogłabym go podać. 
Szukałam tego cholernego numeru z dobre 10 minut - obracałam pasek z lewa na prawo, oglądałam niemalże pod lupą sam czujnik. Gdzie on jest?? To jakiś test, cholercia? W końcu znajduję. W jedynym miejscu, którego nie sprawdziłam: na drugiej stronie malutkiej metki z logo Garmina...
Dostaję następnego maila - z prośbą o podanie danych adresowych i przesłaniu starego paska do serwisu - tu pada adres w Warszawie, a oni prześlą mi nowy czujnik. I jeszcze numer mojej reklamacji.
Co prawda znajomy się zdziwił, że każą mi stare urządzenie oddać - bo jemu nie kazali i ma w tej chwili w domu dwa - ale nie marudzę. Po co mi niesprawny czujnik - niech go sobie biorą w cholerę. Ale widać, że coś im kuleje logistyka rozpatrywania reklamacji. U jednej osoby tak, u innej inaczej.  Bylebym dostała nowy czujnik.
Ponieważ adres serwisu jest parę kilometrów ode mnie, przy okazji wizyty u lekarza postanawiam osobiście się udać i pasek oddać. Myślicie, że to koniec mojej przygody? Ha!
Mili panowie oświadczają, że kolega odpowiedzialny za reklamacje jest nieobecny, będzie jutro i czy bym mogła przyjść jeszcze raz. I na pewno wszystko zostanie załatwione na miejscu, od ręki. Zgadzam się.
W międzyczasie dostaję następnego maila z prośbą o dane adresowe. I następny numer reklamacji. Od  przybytku głowa nie boli :P. Zapisuję sobie oba numery i następnego dnia udaję się ponownie do Garmina. Biegiem się udaję, a co! Połączę przyjemne z pożytecznym.
Zostaję pokierowana do pokoiku, gdzie Bardzo Zajęty Pan pakuje coś przy stoliku. Wyłuszczam o co chodzi, dodając z uśmiechem, że chyba mają lekki bałagan, bo mam dwa numery reklamacji. No i się zaczęło.
Bardzo Zajęty Pan wyprostował się gwałtownie, ewidentnie się zagotował, spojrzał na mnie zimno i przez zęby wycedził:
-  Proszę pani, m y  n i e   m a m y  bałaganu. Skoro pani w taki sposób zaczyna, to będziemy i n a c z e j  rozmawiać. Proszę tu usiąść i  p o c z e k a ć  aż skończę". 
Po czym gościu usiadł i totalnie mnie ignorując wrócił do pakowania jakiejś paczuszki.
Powiem szczerze, że szczęka mi opadła do samej ziemi. Facet reprezentujący międzynarodowy koncern, właśnie strzelił mi focha niczym przedszkolak :)) Dla rozładowania sytuacji zaczęłam z uśmiechem na twarzy próbować obrócić wszystko w żart.
W końcu Pan Obrażalski spojrzał się na mnie.
- A gdzie ma pani kurtkę?
Kurtkę?? WTF??
- Kurtkę?? Ale ja z czujnikiem przyszłam... - odpowiedziałam niezbyt inteligentnie
Na to Panu Zajętemu zapaliła się żaróweczka na głową:
- To pani tu  p r z y b i e g ł a ??
Spojrzałam się na siebie: buty biegowe, getry, techniczna koszulka, garmin na ręku. Pot zalewający mi czoło - bo właśnie do mojego organizmu dotarło, że mam za sobą 7 km. Nie da się ukryć - przybiegłam:))
Widać, że na Panu Nie Mamy Bałaganu zrobiło to jakieś wrażenie, bo zaczął być ciut milszy a na koniec nawet pobiegł dla mnie na zaplecze po butelkę wody mineralnej. 
A co z reklamacją? Paska nie dostałam od ręki, wbrew obietnicom dzień wcześniej, bo "koledzy się nie znają". Dostałam wydrukowaną kartkę z opisem reklamacji i potwierdzeniem ,że niesprawny czujnik dostarczyłam. 
- A co z dwoma numerami reklamacji?- Spytałam
Tu facet znów się usztywnił z lekka:
-  Rzeczywiście, były nadane dwa numery.
- Ale nie macie bałaganu?- troszkę złośliwie się spytałam
Facet usztywnił się ciut bardziej i z największą godnością na jaką go było stać odpowiedział:
- Załóżmy, że to była nadgorliwość pracowników.

Parę dni później przyszła do mnie paczuszka z Anglii z nowym czujnikiem tętna. Zdołałam do założyć kilka razy na krótsze biegania. Pierwszy poważny test miał przejść w trakcie Półmaratonu Warszawskiego - no ale nie pobiegłam w nim.

Moje refleksje? W Garminie mają bałagan, jak cholera. Nie mają ustalonych procedur rozpatrywania reklamacji. Wypieranie się i rżnięcie głupa, że ojej, czujnik obciera, jest żałosne, skoro wiadomo, że problem jest znany producentowi i moja reklamacja jest - entą. Foch pracownika za zwrócenie uwagi na bałagan był...zabawny:) I mało profesjonalny.
Garmin zrobił dużo, żebym następnym razem mocno zastanowiła się jakiej firmy chcę kupić pulsometr.



8 komentarzy:

  1. niezła historia - cóż wszystko zależy od czynnika ludzkiego i podejścia konkretnego człowieka do sprawy. Ja też wymieniam mój pulsometr Garmina - mój przekłamuje w drugą stronę - wg danych w czasie biegu mam puls 70 :) Jak na razie odsyłam pasek na wskazany adres warszawski - póki co dzwoniłam do serwisu bo na odpowiedź mejlową czekałam 4 dni i nikt się nie odezwał.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałabym, żeby obsługa gwarancyjna nie zależała od widzimisię obsługującego, tylko, żeby były jasne zasady. Choć trzeba przyznać, że pewne zasady widać: unikać jak tylko się odpowiadania o obcieranie paska. Jak już się nie da - wyrazić zdumienie i mnożyć przeszkody.
      Ja już nie napisałam o tym, że na podstawie numeru LOT paska stwierdzono, że jest on starszego typu i że mi wymienią na nowszy, a Pan Obrażony w warszawskim serwisie uznał, że już mam nowy i że mi przyślą dokładnie taki sam (na szczęście nie miał racjii). Nie napisałam, że wymiana baterii na nowe w czujniku, który nie ma nawet roku od samego początku była bez sensu, bo Garmin twierdzi, że średnia żywotność baterii wynosi ok. 4,5 roku.
      Za moment mój mąż będzie reklamował czujnik - dokładnie z tego samego powodu co Ty: zaniżanie tętna.

      Usuń
    2. OOO to chyba jakiś nowy błąd w czujnikach jest - ja kupowałam swojego w zestawie z zegarkiem 220 miesiąc temu

      Usuń
  2. Mój czujnik pokazuje u mnie średnio około 160, myślę, że jest to dobre wskazanie chociaż nie sądziłam, że tak mi pikawa skacze przy jak dla mnie średnio intensywnym biegu :) Natomiast pasek jest z tych miękkich i w ogóle go na ciele nie czuję, nawet dwa razy zdarzyło mi się posiedzieć w nim po biegu jeszcze ze dwie godziny bo zapomniałam, że go mam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Od początku byłem w szoku jak mi opowiadałaś na bieżąco tę historię, bo naprawdę znam tłumy ludzi, którym Garmin bezproblemowo pomógł. Być może jednak niedawno zmienili podejście, bo im się to biznesowo nie spinało? No wiesz, na jednego klienta 2-3 czujniki.. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To niech, kurka zaczną robić porządne czujniki - nie będzie potrzeby wymieniać bubli - to im się zacznie biznesowo spinać :P

      Usuń
  4. Mnie tez obcierał poprzedni pasek. Problem sie rozwiązał, jak mi go... ukradli :-| obawiam się, że tej reklamacji nawet Garmin by nie uznał ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda, że o ile GPS-y Garmina są super to z paskami do pomiaru tętna jest kłopot. Pulsometr Polara używałem bardzo intensywnie przez 6 lat i nie było żadnych problemów z paskiem. Tylko wymiana baterii i w drogę, a z tym g... już 2gi wymieniam w ciągu 2ch lat. Lipa.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger