wtorek, 18 marca 2014

Niechcemisię ;)

Dzień po moim radosnym, wiosennym wpisie przylazło załamanie pogody.  Wiało, dmuchało, wizgało. A to wszystko syto okraszone opadami deszczu, a chwilami deszczu ze śniegiem. Mąż zaplanował sobie na oba dni weekendu super- duper zajęcia pływania Total Imerszjon i wybył z chałupy na ładnych parę godzin. A potem dogoniły go sprawy zawodowe, które niestety musiały być załatwione przed poniedziałkiem. To wszystko oznaczało nici z biegania.
Znaczy,  nie oszukujmy się: jakbym wstała o świcie - to bym  pobiegała. Albo jakbym zostawiła dzieciaki pod telefonem - mogłabym potruchtać po parku koło domu. Niestety przylazł do mnie miś. Niechcemiś. Nie chciało mi się zrywać z łóżka o jakiejś pobitej porze. I nie chciało mi się wyłazić z domu na to wietrzysko.
Poniedziałek był ciut lepszy, chwilami słonko całkiem zachęcająco świeciło. Ale mój niechcemiś miał się całkiem dobrze. 



Ostatecznie wybrałam wersję Avy: że to nie żaden leń: ja się regeneruję ;)


Wieczorem mojego niechcemisia trochę kopnęłam w zadek i udałam się obwąchać rowerki, zwane spinningiem.



Trochę wiedziałam czego się spodziewać, bo od jakiegoś czasu namiętnie na takie zajęcia łazi mój mąż i raczy mnie relacjami z treningów i uwagami różnymi.
Więc polazłam, ustawiłam sobie co trzeba, przygotowałam ręczniczek do wycierania potu (o dzięki Ci mężu za podpowiedzi - ręczniczek to podstawa). Z rozbawieniem zarejestrowałam wyszczuplające lustro na cała ścianę. A potem się zaczęło.
Nóg nie połamałam - choć trzeba uważać, bo taki rower treningowy ma ostre koło.
Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się spociłam - już po 5 minutach lało się ze mnie strumieniami. Woda kapała z czoła, nosa, spływała po karku. Nawet w uszach miałam mokro.
Nie umiem tak jak prowadząca kręcić tylko nogami przy nieruchomych biodrach. Czy na stojąco, czy na siedząco, macham czterema literami na boki. Za słabe mięśnie mam.

A dziś to już miałam tyyyle pobiec, że ho ho.
I właśnie dlatego raniutko do łóżka przylazło dziecię nr 3 - z lekka charczące i gorące niczym piecyk...



4 komentarze:

  1. A jakie wrażenia z kursu TI? Zastanawiałem się nad tym, ale skąd ja tyle czasu wezmę.... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małżonek zadowolony. Gość prowadzący podobno wszystko tłumaczył - dlaczego ruch w taki sposób a nie inny - z czego to wynika, co to daje itd. Nagrywał wszystko kamerą, na bieżąco poprawiał, korygował. Najlepiej małżonka pytać bezpośrednio:)

      Usuń
  2. Spinning jest ciężki, ale świetny. No i trochę się poregeneruj, widać potrzebujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakwasów dziś nie mam. Ale w trakcie było ciężko:)

      Usuń

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger