czwartek, 3 sierpnia 2017

Fińskie Orzeszki cz.1

Znacie to, prawda? Robicie PLAN. To nawet nie plan przez duże P. Tam wszystkie literki są duże. Może to być plan na przebiegniecie pięciu kilometrów, albo setki, cyferki nie są tu ważne.
Jest. Plan. Idealny. Na miarę Waszych możliwości. A potem los szatańsko chichocze...


Właściwie sama trochę na własne życzenie sprawiłam, że moje przygotowania do zawodów wyglądały jak an rysunku z prawej strony.
Rozum mi odjęło i  zachłyśnięta tym, że dziecko nr 4 rosnąc pozwala mi na coraz więcej aktywności, zapomniałam, że w dalszym ciągu jestem w fazie rozkręcania się. I choć przeszłam długą drogę od mojego pierwszego marszobiegu dookoła bloku, to dalej moja aktywność, jej intensywność, jest o wiele mniejsza od tej sprzed ciąży.
A co zrobiłam? Nie dosyć, że w maju poszłam na rekord jeśli chodzi  ilość przebiegniętych kilometrów, to jeszcze postanowiłam do tych moich biegań wprowadzić elementy siły. I gdybym wprowadziła je powoli i stopniowo, pewnie nic by się nie stało. Ale skąd! Ja musiałam to zrobić na hurra. Polazłam sobie poskakać po schodach. Na jednej nodze, na drugiej nodze, skipy po schodach, skoki po dwa, po trzy stopnie. A co! Przecież Węgry, Góry Stołowe i Finlandia czeka!
No.

Prawa noga po tym pierwszym razie powiedziała dość. Trail na Wegrzech poleciałam biegając już bardzo z doskoku ze względu na nogę. Góry Stołowe odpuściłam w ogóle. Przed Finlandią poszłam po rozum do głowy i oddałam się w ręce fizjoterapeuty, który te moje spięte mięśnie jak się dało porozluźniał. Idealnie nie było - ale dolegliwości się zmniejszyły.
Efekt tego wszystkiego był taki, że na starcie stanęłam mając przebiegnięte w czerwcu 48 kilometrów, a w lipcu około 37. No taka baza, że ho ho...

Skąd w ogóle wytrzasnęliśmy Nuts Ylläs Pallas? Bieg wynalazł mój mąż. Planowaliśmy wakacje w Norwegii i małżonek zaczął sprawdzać czy w tym terminie nie ma jakiś biegów. Znalazł w Finlandii.
 Cała impreza to trzy dystanse do wyboru. 134 km, 55 km i 30 km. Najdłuższy dystans zalicza się do Discovery Race of Ultra Trail Word Tour (jako impreza polecana ze względu na miejsce, ale nie wlicza się do rankingu). Najdłuższa trasa jest o tyle nietypowa, że uczestnikom nie grozi bieganie w nocy. O tej porze roku na tej szerokości geograficznej (około 200 km za kołem podbiegunowym) trwają białe noce.
My wybraliśmy skromniej. Ja - 30 km. Tibor - 55 km. Było to możliwe dzięki temu, że impreza była dwudniowa. Jedna osoba biegła - druga zajmowała się dziećmi, a drugiego dnia była zmiana.

Jeśli myślicie, że brak treningów był moim jedynym problemem, to się mylicie. W dniu biegu nieoczekiwanie od samego rana rozpoczęłam regularne kursiki do toalety. I nie była to niestety zwykła nerwówka przed startem. Do godziny czternastej (start był po południu) miałam taki luz w spodniach, że na moje oko własnie osiągnęłam wagę startową. Fantastycznie po prostu...
Ratowałam się tym co miałam w apteczce: czyli smectą i probiotykami i miałam nadzieję, że to pomoże.



Co się działo tuż przed biegiem i w jego trakcie będzie w następnym odcinku ;) Na koniec kilka fotek.




Nocowaliśmy na campingu oddalonym kilka kilometrów od mojego miejsca startu. Biec miałam przez widoczne na dwóch pierwszych zdjęciach górki. A? Nie widzicie żadnych górek?:) Cóż - przez większość czasu wisiała na nich niska czapa chmur. Niestety, również w pierwszej fazie biegu.





To zdjęcie poniżej zostało zrobione wieczorem, po moim biegu. Tu trochę odsłoniła się góra Ylläs, na którą się wdrapywaliśmy. Ylläs i okolice to duży ośrodek narciarski oferujący trasy zjazdowe i biegowe. Ćwiczy tu również reprezentacja Finlandii.
Wiecie, że to zdjęcie zostało zrobione dobrze po godzinie 22?



Przebieg mojej trasy. Nad jeziorem Äkäslompolo był nasz camping.



A tu szersze spojrzenie na miejsce biegu. W chrust daleko. Choć dalej miejscem najdalej wysuniętym na północ, gdzie startowałam pozostaje Trom :)




====> część druga =====>

1 komentarz:

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger