środa, 20 lutego 2013

Różne moje przemyślenia. Okołobiegaczkowe.

W sobotę, zaraz po kupnie butów, odziałam się w stosowną odzież i wyszłam wypróbować zakup. Było fajnie - tym fajniej, że to mój pierwszy bieg od dwóch tygodni. Ach, jak mi tego brakowało. I wychodzi na to, że brakować jeszcze będzie, albowiem po powrocie do domu dupa blada, że się tak wyrażę. Lewa noga, łydka od wewnętrzej strony wyraźnie dała mi znać, że jest.
Ponieważ ostatnio przegrzebuję net pod kątem moich dolegliwości, co to może być, i co z tym zrobić, wyszło mi, że mam za słabe nogi, o! (wersji poważniejszych typu zapalenie okostnej czy zmęczeniowe złamanie w ogóle do wiadomości nie przyjmuję)

A ma to znaczenie tym bardziej, że ląduję nie na pięcie, tylko właśnie na śródstopiu, co ładnie pokazuje filmik zrobiony mi w sklepie :


Po tej sobotniej próbie złapałam małego doła - bo jakże tak? Jak bieganie mi się spodobało, zapisałam się w kwietniu na bieg na 10 km (mój małżonek będzie wtedy biegł maraton), pod wpływem impulsu na półmaraton w marcu - a tu taki zonk?? I jeszcze co i rusz idąc do sklepu, czy po dzieciaki do szkoły/przedszkola nadziewam się na kogoś biegającego. Bu!

Dobrze, że chociaż dziecko nr 3 ma jakąś pociechę z moich nowych butów



Powyżalałam się mojemu biegającemu znajomemu, że jakże to, że jak, że półmaraton i w ogóle. Spytał się mnie czy nie za bardzo się przejmuję. Że najważniejszy jest fun, zabawa, własna przyjemność i że najwyżej nie wystartuję.
To samo powtórzył mi mój mąż - że nic się nie stanie przecież jak nie wystartuję.

Hm. Czyżby mieli rację i zaczęłam się za bardzo tym przejmować? Nie wiem.
Na pewno jeśli nie pobiegnę będzie mi żal wpłaconych pieniędzy w ramach wpisowego. A tak poza tym to.... mają rację. Nic się nie stanie jak nie wystartuję. Nie będzie ten półmaraton - będzie inny. Tym bardziej, że zaczynając biegać nie zamierzałam wkręcać się w zawody - i dalej nie zamierzam. Lubię biegać dla samego biegania. Dla tego fajnego zmęczenia, nie takiego całodziennego,  wynikającego z zajmowania się dzieciakami czy domem, ale takiego powstałego z aktywności fizycznej, z pokonywania własnego "niechcemisię".

I tego mi brakuje chwilowo. Bo to był taki czas tylko dla mnie. Kiedy mogłam skupić się tylko na sobie. A dom, dzieci, obiadki chwilowo nie były ważne. Była droga, moje nogi, bolące mięśnie, oddech. I wtedy nawet zima niestraszna - bo byłam ponad to wszystko. No i nie choruję - bo jednego kataru i jednego przeziębienia nie traktuję poważnie, szczególnie jak porównam poprzednie sezony i moje niekończące się kaszle, anginy, zapalenia zatok i pomniejsze syfy.

Więc zaakceptowałam swoją przerwę od biegania. Widocznie tak miało być - za dużo chciałam na raz, endorfinki odebrały mi rozsądek :)
Staram się wzmacniać łydki, rozciągać je. A żeby poczuć to miłe fizyczne zmęczenie, powypacałam się dziś ćwicząc z Ewą Chodakowską



I wiecie co? Cienka jestem ;)

3 komentarze:

  1. Aga, nie biegałam 2 miesiące, bo zaliczyłam 2 kontuzje, nadal biegam z wewnętrznym krwiakiem na prawej łydce, nadal boli. Myśle, ze musisz dojść do siebie, w międzyczasie ćwicząc coś rozciągającego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba wiem, gdzie kupiłaś buty ;) byłam tam miesiąc temu i kupiłam swoje :) Na pocieszenie (choć wiem, że marne) powiem, że ja też ciągle coś... Dziś rano zaszwankowały mi dla odmiany kolana. Ale mam wrażenie, że za dużo i za szybko na siebie wzięłaś - ta 15 którą przebiegłaś była na prawdę mocno obciążająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. byłam w Ergo - Ty też? :)
      Ja myślę, że parę rzeczy się złożyło: piętnastka (a tak fajnie mi się wtedy biegło), pora roku - czyli nierówne podłoże, kopny śnieg, śnieg trochę udeptany z jakimiś dziurami, nierówny mocno - trochę się musiały nogi napracować plus to moje lądowanie na śródstopiu, które bardziej obciąża łydki.
      Wczoraj pobiegłam bardzo spokojnie dwa kółka po parku. Czuję nogę - ale ból się nie zwiększył. Zresztą dziś łażę w ogóle jak ostatni paralityk po wczorajszych ćwiczeniach z Chodakowską :)))

      Usuń

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger