niedziela, 9 lutego 2014

Aktywność z dziećmi - da się? Da się!


Chwilowo znów jestem uziemiona. Chyba nie do końca doleczona poprzednia infekcja plus chore dziecko nr 1 daje razem kaszlącą, smarkającą, gorączkującą, połamaną - generalnie z lekka umierającą matkę. 
Tym razem wyciągnięte zostały ciężkie działa pod postacią antybiotyku - mam nadzieję, że uda się wszystko wyleczyć do końca. 
A ponieważ na razie z biegania nici, zainspirowana bardzo fajnym wpisem Avy, napiszę o aktywności szeroko rozumianej w kontekście posiadania dzieci.
Czy powiększenie rodziny oznacza automatycznie koniec aktywnego życia? Na pewno jest dobrym pretekstem:) Szczególnie to widzę obserwując tatusiów na basenie.  Ja nie mówię o tym, żeby od razu mieć sześciopak na brzuchu - ale jeśli wielkością mięśnia piwnego można zawstydzić niejedną kobietę w zaawansowanej ciąży - to coś jest nie halo.
Nie wiem czy ktoś z czytających - dzieciatych spotkał się kiedyś ze złotymi radami bardziej doświadczonych: "o, jak urodzi wam się dziecko to wszystko się skończy".
Bzdura.
Na pewno różne wyjazdy muszą zmienić swój charakter i intensywność, ale z perspektywy posiadania trójki dzieckiem, stwierdzam jedno: z jednym dzieckiem można wszystko!
Z dwójką, trójką - jest więcej kombinowania, trzeba iść na większe kompromisy - bo każde z dzieci jest w innym wieku i ma trochę inne potrzeby, ale kurczę - da się!
A ile nowych umiejętności się zdobywa:) Nie bez kozery powiada się, że podróże kształcą.
Błyskawiczne zatrzymywanie auta i czyszczenie tegoż oraz dziecka z pawia oraz sprawne wyszukiwanie czystych ciuchów w zapchanym po brzegi bagażniku - proszę bardzo:)
Umiejętność przewijania dziecka w każdych warunkach? Proszę bardzo:) (tam gdzie nie dało się znaleźć mniej lub bardziej prowizorycznego przewijaka stosowany był pit- stop w locie: tatuś trzyma dziecko przed sobą, a mama zmienia pieluchę w powietrzu)


Dworzec w Zawierciu. Dziecko nr 1 ma 6 tygodni



Karmienie w różnych okolicznościach przyrody dzieci w każdym wieku - zaliczone:)

Pierwsza zagraniczna wycieczka. Karmienie w Sztokholmie


w Kampinoskim Parku Narodowym
w drodze na Col du Tourmalet 2155m n.p.m., Francja

pełna micha - pełnia szczęścia, Szwecja


Frankenjura, Niemcy

Elastyczne spojrzenie na umywalkę? Jest:)

Jeszcze bardziej idealne są zlewy do mycia garów na kempingach: są głębokie


Dziecku naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba - wystarczą właściwie rodzice. Owszem, teraz zabieramy na wyjazdy książeczki, gry, kredki itp - ale wcześniej zabawką mogło być wszystko:

Paklenica, Słowenia


Brudne dziecko - to szczęśliwe dziecko:)

Sznureczek na spodniach taty? Mniam! Ferentillo, Włochy


Patyczek? Idealny towarzysz zawsze i wszędzie
Rzędkowice Jura Krakowsko- Częstochowska


No i zawsze można pomóc tacie...


W naszych wycieczkach najczęściej jeśli nie główną to ważną rolę odgrywa samochód (jakoś trzeba się przemieścić w upatrzone miejsce)- ale równie ważne były chusta i nosidło turystyczne oraz rowery (te ostatnie dalej są w użyciu, oczywiście).
W czasach przedsamochodowych (były takie - cztery kółka pojawiły się dopiero jak byłam w drugiej ciąży) przemieszczaliśmy się pociągami, korzystaliśmy z uprzejmości znajomych. Samolot też się zdarzył




wzdłuż Bałtyku





na Śnieżce


Siurana, Hiszpania


w Kampinosie

Pireneje

w Beskidach


Rhonegletcher, Szwajcaria


w drodze na prom

Dziecko nr 1 po raz pierwszy jako pełnoprawny uczestnik naszego rodzinnego teamu.
Ścieżka rowerowa wzdłuż jeziora Vattern, Szwecja


Dobrym pomysłem jest próba wciągnięcia aktywnie w hobby rodziców:














Kibicowanie też jest mile widziane. Sprawia radochę i dzieciakom i nam, rodzicom:


XC Mazovia


na mecie triathlonu w Rawie Mazowieckiej

Piątka na szczęście


Mazovia MTB Żyrardów

Mam też fotkę z innej trochę bajki, zimowej: 

Dziecko nr 3 miało wtedy 5 miesięcy. Pojechaliśmy na weekend na narty do Istebnej, starsze dzieci zostały z babcią. Gdy jedno zjeżdżało, drugie zajmowało się dzieckiem.




Widzę, że mało tekstu mi wyszło z tego wpisu, z to dużo zdjęć. Ale to może i dobrze: wszystko świetnie opisała Ava, więc nie ma sensu się powtarzać. A zdjęcia doskonale pokazują,że "da się".
Mam nadzieję, że kogoś zainspiruję. Powodzenia!













Jak ktoś chce poczytać o paru naszych wycieczkach - zapraszam:



























14 komentarzy:

  1. Jesteście cudowni! Uwielbiam te Wasze fotki, cudne to chłopaki! Ach i Och! :)) I wcale nie za dużo zdjęć - za mało! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę, ze adres bloga zmieniłas:) Dziękuję bardzo za achy i ochy!

      Usuń
  2. Dziekuje Ci za ten post. Mnie zainspirowal na pewno. Oby jak najwiecej poczatkujacych rodzicow bralo z Was przyklad!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci to nic strasznego (choć to nie przeszkadza mi mieć czasami morderczych myśli;))

      Usuń
  3. Mistrzowie, po prostu mistrzowie!!!!! Ten post to normalnie historia "Z dziećmi przez świat" - brakuje Was na biegunie i w dżungli ;-). Foty są rewelacyjne, pomysły na spędzanie czasu z maluchami też. Jesteś najlepszą ilustracją mojej tezy z bloga że da się i to z trzema. Pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czapki z głów!Chyle czoła i cała resztę.Ja posiadam dwójkę i ciągle wszystko odkładaliśmy...Koniec oświadczam ze od teraz wszystko się zmieni....

    OdpowiedzUsuń
  5. Rewelacja! Ja mogę pochwalić się jednym, za to bardziej wymagającym dzieckiem ale i tak twierdzę, że jeśli ktoś mówi, że coś się nie da to szuka tylko pretekstu do zalegania na kanapie. Uwielbiam takie Rodziny jak Wasza i podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moa - moi rodzice ze mną i siostrą, gdy byłyśmy male jeździli na Mazury żeglować. Nie byłoby może w tym nic sensacyjnego, gdyby nie fakt, że moja siostra była dzieckiem głęboko upośledzonym, wymagającym 24 godzinnej opieki

      Usuń
  6. O MATKO! Jak ja mogłam ten wpis przegapić??? Cudo! :D więc mówisz, że można nosidło spokojnie odpuścić? Zawsze to wydatek mniej. Zastanawia mnie tylko ta parasolka na kamieniach. Domyślam się, że jednak była tam gdzieś ścieżka ;) to naprawdę piękna sprawa patrzeć na ludzi, którym dzieci w życiu nie przeszkadzają i nie powodują żalu, że teraz to już wszystko skończone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie możecie zostać przy chuście. Może i dłużej się mota - ale środek ciężkości jest bliżej rodzica i po prostu wygodniej się nosi.
      Co do wózka - nie, tam nie było żadnej ścieżki :) Podchodzenie pod sektory wspinaczkowe odbywało się z dzieckiem w chuście/na rękach (najczęściej w chuście). Wózek złożony był targany osobno. Potem znajdowaliśmy odpowiednie miejsce - żeby i dziecko było na oku i żeby nikt z góry nic mu na głowę nie spuścił. Wózek był rozstawiany, zabezpieczany przed przewrotką/stoczeniem.

      Usuń
  7. Jesteśmy pełni podziwu Waszych podróży z dziećmi :) To na pewno nie łatwe zadanie. Przeczytaliśmy Twojego bloga o wyprawie wzdłuż wybrzeża Morza Bałyckiego z Tiborem i Wiktorem - mamy zamiar powtórzyć Waszą podróż, ale bez dziecka (jeszcze go nie mamy). Mieliśmy obawy przed tą wyprawą, ale gdy natrafiliśmy na Wasz blog, zdecydowaliśmy się wyruszyć (skoro rodzice z małym dzieckiem dali radę to my nie damy?;) ). Twój blog dodał nam motywacji. Naprawdę świetnie opisujesz i śmialiśmy się z Waszych przygód. Pozdrawiamy serdecznie :) Mateusz i Magda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Pewnie, że dacie radę!

      Usuń

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger